niedziela, 31 maja 2015

Na spotkanie z alergią

Nie miał racji ten, kto twierdził, że nie mam alergii. Pojechałam wczoraj na rower, po paru kilometrach w miarę wyleczone ręce znowu zaogniły się, pokrywając typową pokrzywką z bąblami. Do tego szczypanie oczu, katar. Normalka. W sumie ucieszył mnie ten widok, bo wreszcie coś "znanego" - ot, zwykła alergia IgE - zależna, najpewniej reakcja na pylące teraz trawy (na które przecież zdiagnozowano mi uczulenie w zwykłym teście punktowym).

Nie dam jednak się zwariować, a żadna z chorób już mi jeżdżenia nie odbierze, bo rower to moja miłość:)

Takie sobie łany pylącej trawy, przez które musiałam się dziś przedrzeć, chcąc dotrzeć do skrzynki geocachingowej.
Zażywam więc ponownie loratadynę, ale czy jakoś specjalnie pomaga? Nie wiem. Wczoraj była prawdziwa tragedia, po powrocie do domu szybka akcja z kąpielą (bez mydła, niestety, dopóki nie wykluczę, czy mnie mydła uczulają, czy nie), wapniem i loratadyną. Dziś zapobiegawczo wzięłam ją również. Spacer (wśród cudownie pylącej trawy, blah) przeżyłam jako tako, skala dzisiejszej reakcji alergicznej była zdecydowanie mniejsza.

Nadal uważam, że moje zmiany skórne mają jakiś związek z alergią (lekarz podważył ostatnio tę teorię, wysnuwając podejrzenie, że nie mam AZS, tylko... grzybicę). Obszary, na których pojawia mi się pokrzywka, w 100% pokrywają się z obszarami moich tajemniczych zmian skórnych. Oczywiście może po prostu naskórek jest tam cieńszy, skóra zniszczona, układ odpornościowy rozregulowany - więc alergeny łatwiej przenikają i drażnią?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz