Długi weekend czerwcowy spędzam z dala od miasta. I zdecydowanie szaleję. Rowery, spacery i mnóstwo nie do końca niezdrowego jedzenia (pszenicy, mleka, ciasta i chleba domowej roboty). Co ciekawe, o ile siedzę w domu, a nie na kwitnącej łące, zmiany na zgięciach są zupełnie OK (praktycznie znikają). Dłonie niestety nadal nieciekawe, z tendencją do sączenia się. Czyżby jednak moja alergia nie była nijak skorelowana z tym, co jem?
Gdy wyjdę na zewnątrz, nawet na krótki wypad, zaczyna się typowa alergia (pewnie na trawy) - spływający do gardła katar (czyli automatycznie ból gardła), pokrzywka z bąblami. I nie ma na to lekarstwa innego, niż ukryć się w pomieszczeniu - antyhistaminy niestety niewiele pomagają.
Góry :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz